Paulina Lewandowska, majster budowy, Budimex SA
Nigdy nie zwracałam uwagi na stereotypy, nigdy też nie interesowały mnie uznawane za typowo kobiece zawody. Już jako dziecko wolałam np. budować bazy z chłopakami, zbijać skrzynki, które miały udawać samochody, czy stawiać domki na drzewie. A w końcu w gimnazjum wymyśliłam sobie, że będę budowlańcem − dlatego najpierw wybrałam technikum budowlane, a po nim zaczęłam pracę na budowie i jednocześnie podjęłam studia zaoczne na Politechnice Warszawskiej (filia w Płocku) na kierunku budownictwo. Co ciekawe, w technikum proporcje dziewczyn i chłopaków były prawie równe, natomiast na studiach na około 130 osób było tylko kilkanaście kobiet. Ale, kolejna ciekawostka, do końca studiów dotrwały właśnie niemal wszystkie kobiety, to spośród chłopaków większość studentów się wykruszyła. Myślę, że to typowe dla kobiet: jeśli wybierają coś, co stereotypowo jest nie dla nich, to zwykle są zdeterminowane, by udowodnić, że to, co się mówi, jest nieprawdą i one sobie świetnie dadzą radę na najbardziej nawet „męskim” kierunku.
Kiedy zaczynałam pracować na budowie jakieś dziesięć lat temu, to kobieta w tej branży była kimś w rodzaju Yeti: gdy przyjeżdżałam do pracy, wszyscy stukali się w głowę, myśląc, co ja tam robię. Potem zaczęło być widać więcej kobiet, ale przede wszystkim najpierw w biurach budów, a teraz sytuacja się o tyle zmieniła, że coraz więcej kobiet wychodzi na budowy i to nie tylko widać je w firmach głównych wykonawców, takich jak Budimex, ale też wśród podwykonawców. Natomiast jeśli chodzi o mentalność pracowników, to na razie zmienia się niewiele. Na przykład przyzwyczaiłam się już do tego, że jestem poddawana testom przez panów, bo niewielu z nich zakłada, że ja coś faktycznie potrafię i na czymś się naprawdę znam. Zawsze jest też tak, że jeśli na budowie ktoś ma wybór − zwrócić się do mężczyzny lub do kobiety − to rozmawia z mężczyzną, zakładając, że ten ma większe kompetencje i wiedzę, niezależnie od tego, czy ta osoba ma doświadczenie praktyczne, czy nie. Mój sposób na postępowanie w takich sytuacjach? Przemieniam takie zachowania w żart. Albo, jeśli rozmowa wiąże się z wydaniem jakiegoś polecenia czy decyzją, nie mówię do mężczyzn wprost, co mają zrobić, tylko pytam, co oni uważają, i jeśli trafiają w to, co jest moją decyzją, to proszę: „O, to, weź tak właśnie zrób”.
Kobietom, które trafiają w tak męskie branże jak budowlana, na pewno przyda się dużo dystansu do siebie i poczucia humoru. Niezbędna będzie też determinacja − uparte dążenie do wyznaczonego sobie celu. A wreszcie przebojowość, bo męskie środowiska są takie, że inni tu mogą cię „zjeść”, trzeba tu być twardym po prostu, umieć wyjść przed szereg czy zrezygnować ze swojej strefy komfortu. Tu ważna uwaga: ubolewam, że na razie politechniki kształcą głównie w kierunku projektowania, a nie przygotowują studentów do bycia na budowie. Uważam, że to poważna luka − na studiach powinny być przewidziane jakieś zajęcia z psychologii czy z zarządzania ludźmi itp., byśmy lepiej mogli sobie radzić w pracy.
Jestem przekonana, że dziewczyny, które mają swoje marzenia związane np. z budownictwem, powinny iść za tymi pragnieniami. Ja zawsze powtarzam, że budowa to też kobieta, i chcę odczarować ten mit, że w męskim świecie nie ma dla nas miejsca. To nieprawda, co więcej: w wielu aspektach jesteśmy lepsze od mężczyzn (np. bardziej dokładne, bardziej przykładamy się do zadań), więc w tym męskim świecie radzimy sobie doskonale!